Agroturystyka NIE JEST dla starych ludzi! Dla młodych, zapracowanych mieszczuchów jest jak miód na rany, a im szybciej to zrozumiemy to tym lepiej!
Lubimy butikowe hotele i nie pogardzimy zaproszeniem do przyczepy na camping. Doceniamy hotelowe śniadanie, ale smakuje nam też własnoręcznie przygotowane i zjedzone na trawie. Zachwycamy się tak samo designem, jak i naturą. Uwielbiamy fikuśne koktajle i piwo na leżaku. Dla nas to nie żadne skrajności, a jedynie różne sposoby na zaspokojenie różnych pragnień.
Świetnie odnajdujemy się w balansowaniu między tymi dwoma światami. W sumie to te dwa światy dzieli jedynie pierwsze spojrzenie, bo pod powierzchownością kryją to samo: jakość, dbałość o szczegóły i gościnność. Zatem zmieniamy jedynie formę, ale idea pozostaje bez zmian: odpoczynek. I żeby nie było nie oznacza to tylko i jedynie leżenia i nic nie robienia. Odpoczynek to po prostu spędzanie czasu tak jak się ma w danej chwili ochotę, totalna wolność doznań i brak jakiegokolwiek przymusu. Czasem to mocno zmęczone nogi po górskiej wędrówce, obolały tyłek po rowerowej przejażdżce, czy wymasowane ciało biczami wodnymi lub rozleniwione spojrzenie znad książki.
Tak więc agroturystyka to odpoczynek! Taki prosty, ale i skomplikowany zarazem bo wymaga przypomnienia sobie pewnych oczywistości: nie wszędzie są Żabki, nie wszędzie jest zasięg i internet, że na wsi nie pachnie perfumami, że jedna mucha może zirytować a kilkanaście można olać, i że mimo wszystko nie ma tu „zacofania” i basen, sauna lub inne atrakcje też się znajdą.
Przyjrzyjmy się Agroturystyce „Dobre czasy”, bo właśnie to miejsce stało się „muzą” tego tekstu. Trafiliśmy tu nieco z konieczności, nieco z własnego wyboru. Po tym jak zapisaliśmy się na Uzdrowiskowy Bieg w Dąbkach zaczęliśmy szukać noclegu w okolicy i albo było drogo, albo drogo i tandetnie. Gdy rozszerzyliśmy zakres terytorialny naszym oczom ukazały się zdjęcia ogrodu z basenem i już wiedzieliśmy, że tylko tam przełkniemy gorzką pigułkę pod nazwą „polskie morze”. I nie ma co się oszukiwać – większość nadmorskich miasteczek bije kiczem po oczach, a dyskotekową muzyką po uszach! Natomiast agroturystyka to już tylko brzęczące muchy i komary, muczące krowy i piejący kogut. Do tego malowniczy ogród, wspomniany basen i sauna. Istna wiejska sielanka.
Nawet skromne pokoje, brak tv nie stanowią tutaj żadnej wady. Można za to śmiało grillować, rozpalić ognisko, pobujać się z książką w hamaku czy zrobić trening na odpowiednio przygotowanej sali. Przy okazji gospodarze się przemili i z chęcią podrzucają sąsiedzkie specjały. Dzięki czemu mamy kawałek Radosława (tak się nazywa wieś, w której byliśmy) w postaci miodu faceliowego i jajek w Zielonej Górze!
A na koniec taki smaczek: koszt dwóch nocy dla dwóch osób to… 200 zł! W cenie sauna, basen i niedzielne ciasto właścicielki Wspólna kuchnia jest też wyposażona w sprzęt i dodatkowo kawę, herbatę.