Skoro dla kobiet, które nie pomagają innym kobietom jest specjalne miejsce w piekle, to w przypadku „Lubuszanek” istnieje takie, ale w samiutkim raju. Ba! One śmiało mogą trafić do każdej krainy wiecznego szczęścia. Nie wiem tylko czy w Valhalli sobie z nimi poradzą 😉
Dwie Wspaniałe
„Lubuszanki” trudno zdefiniować, zaszufladkować, streścić w jednym zdaniu. Zaczęło się od pomysłu Uli i Ani Giercarz przeniesienia idei spotkań kobiet przedsiębiorczych, która świetnie sprawdzała się w Poznaniu, a skończyło się na… kobiecych przyjaźniach i wspólnych biznesach. Zanim jednak do tego doszło…
Pierwsze skojarzenie z „Lubuszankami”, w moim przypadku, do najpozytywniejszych nie należało. Obawiałam się, że jakieś urzędy, organizacje maczają w tym palce, że zacznie się budowanie kobiecego elektoratu, sprzedawanie obietnic bez pokrycia, promocja kolejnych numerków z list wyborczych. Nic z tych rzeczy. Całość wyszła od dwóch wspomnianych pań, które z góry założyły, że jeśli chce się ktoś do nich dołączyć, to tylko na ich warunkach. Może być wsparcie a nie agitacja. Standardem jest fajne, nieformalne otoczenie spotkań a nie salka urzędowa, nie ma polityki – jest biznes. Dzięki szczerym intencjom, sporym nakładom pracy udało się zorganizować pierwsze spotkanie dla kilkudziesięciu kobiet!
Od speed datingu do stałego związku
Dokładnie zaczęło się od speed networkingu a skończyło na codziennych kontaktach, wspólnych projektach i doraźnej pomocy. Nic dziwnego skoro w jednym miejscu znalazły się niesamowite kobiety. Nie, nie wyolbrzymiam. Wystarczyło posłuchać ich historii, sporo w nich o: prowadzeniu biznesu, kierowniczych stanowiskach, chęci odejścia z etatu, potrzebie zmian i rozwoju, profesjonalizmie, poczuciu humoru, najróżniejszych pasjach, zwiedzaniu świata, ultramaratonach, dzieciach, nowych wyzwaniach, wspaniałych sukcesach. Same świetne babki, bez dwóch zdań.
Jak śliwka w kompot
Po prostu: kupiły mnie! Zaimponowały mi determinacją, zawstydziły osiągnięciami, zmotywowały do działania. Są genialnym przykładem kobiecej solidarności. Wiele mają, ale wiedzą, że w damskim gronie mogą zyskać jeszcze więcej. I nie chodzi tu tylko o dobre słowo i zachętę, między sobą wymieniamy się wiedzą, doświadczeniem i pomysłami. Żebym nie była gołosłowna – już z niejedną Lubuszanką rozmawiałam o Social Media, mówię o tym czym zajmuję się na co dzień, na czym się znam, w czym mogę pomóc. W temacie marketingu internetowego wiedzą do kogo mogą się zwrócić. A co, dobro wraca 🙂
Nie pozostaje mi nic innego jak zaprosić wszystkie Panie do dołączenia do „Lubuszanek”. Przekonacie się na własnej skórze o GIRL POWER.