Byliśmy, zobaczyliśmy, zjedliśmy to i o tym napiszemy. Street Food Festival we Frankfurcie nad Odrą to jedna z lokalnych edycji znanego w Niemczech festiwalu ulicznego jedzenia. A pierwsze co się na język ciśnie – dobrze to wszystko było zorganizowane!
Nie mamy szczęścia do takich imprez. Zawsze skutecznie zniechęcają nas kolejki. A nawet jak dotrwamy do momentu składania zamówienia, to naszej wyczekanej potrawy już nie ma. Co zrobić?!
Już mamy na to receptę! Albo na taką imprezę trzeba wpaść stosunkowo wcześnie (można ominąć śniadanie lub spać do lunchu), albo wybrać się na taką, na której będzie większe zatrzęsienie food trucków i prawdopodobieństwo otrzymania jedzenia w odpowiednim czasie wzrośnie. W tym przypadku zastosowaliśmy te dwie reguły 😉 I najlepiej tam tym wyszliśmy!
Miejsce
Street Food Festival zorganizowana w genialnym miejscu. O Koziej Wyspie – bo o niej mowa – już pisaliśmy i nadal podtrzymujemy swoje zdanie. Niezależnie od okazji, to super pomysł na spędzenie czasu na świeżym powietrzu. Dzięki takiemu wydarzeniu dostrzegamy jej kolejne walory. Aby się dostać na wyspę trzeba skorzystać z jednego z dwóch mostów, zatem cały festiwal zamknął się w otoczonej wodą przestrzeni (dodamy, że całkiem sporej, z różnego rodzaju zakamarkami – są tutaj ścieżki zdrowia, wodne atrakcje, łąki, plaże, ławeczki i cień drzewa). Praktyczne przy biletowaniu. Tak, wstęp na imprezę był płatny. Jednodniowy bilet kosztował 3 euro. Nic wielkiego, ale z pewnością dzięki temu wszystko było dobrze poukładane. Jak dla nas lokalizacja idealna! Food trucki rozstawione w czterech miejscach, z wydzielonymi miejscami siedzącymi i toi-toiami oraz kranami z wodą. Nie trzeba było sterczeć na palącym słońcu, można było uciec w cień, na trawkę lub ławki. Przy wręcz upalnym maju, to kolejny plus zalesionej wyspy.
Szamka
Jedzenia było dużooooo! Food trucków było dużo. Ponad 60 stoisk z jedzeniem lub piciem. Do tego były to bardzo różnorodne oferty. I tak mogliśmy spróbować: kuchni afrykańskiej, chińskich pierożków na parze, meksykańskich taco, świeżo wędzonego łososia, insektów (na słono lub z nutellą), wszelakich gofrów, lodów (także z alkoholem) oraz piwa i drinków! Wybór alkoholi trochę nas zdziwił. Ogólnie alkohol na takiej imprezie nas zaskoczył. Z reguły na naszym polskim podwórku nie ma procentów. Tutaj były i to w sporych ilościach.
Lody na patyku
Próbowaliśmy taco. Szału – poza lejącym się cheddarem – nie zrobiło. Poprawne. Natomiast zaskoczyły nas poprawy z Afryki. W szczególności bardzo ostry sos z lekką słodką nutą. Palił, ale z uśmiechem na twarzy. Nie wiedzieliśmy czego się spodziewać, więc opiszemy to tak: kurczak z ananasem na słono, pyszny duszony szpinak, warzywa w korzennych przyprawach, fasolka, ryż i kuskus. Całość pachniała niecodziennie i tak też smakowała. Choć i tak najlepsze były… lody! Na patyku o smaku miodowego melona, mięty o ogórka. Słodkie orzeźwienie! Wszystko popiliśmy pszenicznym piwem o smaku marakui. Niestety upał nie sprzyjał apetytowi. Wiemy, wiemy – sami w to nie wierzyliśmy, ale jednak obeszło się bez bólu brzucha z przejedzenia.
Wnioski: lokalizacja zrobiła robotę. Alkohol też 😉 No i toalety! Sprawdźcie wydarzenia Street Food Festivals i jak będzie w okolicy, to koniecznie odwiedźcie ich głodni 😉